"Joy is a state of mind."

wtorek, 16 sierpnia 2011

The Heavy Eyes - One (2010)

Nie będę nikogo oszukiwał, tę EPkę chciałem sprawdzić, bo przeczytałem, że była nagrywana w słabo wygłuszonym pomieszczeniu na rekorder tascam a zespół ostrzega o ewentualnych nierównościach w rytmie. Lubię takie syfne nagrania, chociaż gdybym nie wiedział w jakich warunkach The Heavy Eyes nagrali swój debiut, to pewnie nigdy bym nie poznał. Cóż, albo to XXI wiek pozwala robić takie cuda albo to ja mam gust wypaczony płytami nagrywanymi w gówniany sposób.




One zawiera cztery nafuzzowane niczym biały stratocaster Hendrixa kawałki. Wokal nie powala, ale świetnie pasuje, dobra sekcja, riffy bla bla bla. Nie ma się co specjalnie rozpisywać, absolutnie NIC nowego. Na szczęście poprzez owo "nic nowego" rozumiem, że w dobrym, znanym i śmierdzącym stylu, który nigdy się nie znudzi. Po prostu wszystko, co prezentują te cztery syte kawałki już było, ale czy to źle? 

Ekipa zajmuje się teraz solidnym koncertowaniem, miejmy zatem nadzieję, że chłopaki się nie pozachlewają na śmierć przed spłodzeniem pierwszego longplaya, bo jeżeli ich debiutanckie EP w zamierzeniu miało być jedynie demem, to płyta może wyjść naprawdę wyśmienicie.


2 komentarze:

  1. heh, najpierw myślałem, że to The Flying Eyes - bo 'syfne' nagranie i ten fuzz :)

    z dwóch Oczu bardziej przypadają mi do gustu te Latające - ale i tak fajnie, że coś się dzieje na scenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponieważ wpis jest z sierpnia z zeszłego roku, bardzo prawdopodobne, że autor bloga nigdy nie przeczyta tego komentarza.

    Mimo to czuję potrzebę napisania, że po raz pierwszy w życiu trafiłem na bloga tak idealnie trafiającego w mój gust.

    Sprawdzam po kolei wpis za wpisem i jak na razie ani razu nie trafiłem na coś, co by mi się nie spodobało. (Akurat Heavy Eyes i Suck znałem już wcześniej i to właśnie to drugie mnie tutaj sprowadziło) Stokrotne dzięki za tego zapomnianego już nieco bloga, dzięki niemu poznałem mnóstwo świetnej muzyki.

    OdpowiedzUsuń